piątek, 26 listopada 2010

O mitach spółdzielczości i o hostelu "Emma"

Kilka dni temu w Warszawie został otwarty hostel "Emma", który działa na zasadzie spółdzielni prowadzonej przez pracowników. Pod newsem o otwarciu napisałem komentarz o tym że jedyne co można życzyć to wysokich pensji pracownikom, bo reszta osób oprócz przyjezdnych burżujów nic z tego nie będzie miała.

Później pojawiły się komentarze o tym, że 180 złotych za noc to nie tak drogo, bla bla bla i tak dalej. Być może rzeczywiście nie jest aż tak drogo jak w normalnym warszawskim hotelu. W sumie mnie też stać na kilka dni w takim miejscu za oszczędności z kilku miesięcy, tyle że osobiście nie lubię wydawać pieniędzy w błoto i za tą kwotę wolę spędzić tydzień albo więcej czasu za granicą u znajomych w dużo lepszych warunkach.

Mniejsza z tym. Podstawowym problemem jest orgazmiczny zachwyt jaki niektóre osoby dostają na słowo "spółdzielnia". Pojawiają się argumenty że "nie ma tam szefów". Tak się składa że ja też "nie mam szefów" dając prywatne korepetycje, ale musiał bym być naprawdę głupi aby stwiedzić że to powoduje, że jestem jakoś "poza" systemem kapitalistycznym.
Kapitalizm to trochę bardziej skomplikowany system niż tylko to, że szef zabiera ci większość pensji. W kapitaliźmie jesteśmy okradni po pierwsze w postaci tego co zabiera nam szef podczas pracy, po drugie kupując produkty po cenach kilkakrotnie wyższych niż kosztuje ich wyprodukowanie a po trzecie- i to jest najbardziej szkodliwy czynnik- przez wykonywanie prac, które tak naprawdę nie przynoszą żadnej korzyści ani materialnej ani że tak powiem "duchowej", jak było by w przypadku sztuki. Jest to koszt alternatywny całego systemu kapitalistycznego, którego nie da się policzyć.

W tym koszcie alternatywnym wchodzi praca wszystkich osoby, które pracują w marketingu, bankowości, siłach przymusu utrzymujących sztuczny porządek kapitalistyczny. Również można podliczyć niewykonywaną pracę, którą nie mogą wykonywać osoby bezrobotne mimo że by chciały. Wchodzę ja jak i ludzie z hostelu Emma, którzy moglibyśmy pracować w czymś bardziej pożytecznym dla ogółu.

Tak jak ja udzielam korepetycji tylko dzięki temu, że w Polsce jest gówniany system edukacji, który zamiast pozwalać dzieciakom cieszyć się życiem, to zadaje im prace do domu, przez to produkuje masę zdyscyplinowanych debili, którzy później będą posłusznie lizać dupsko szefowi i pracować w nadgodzinach. Tak hostel "Emma" czy, wogóle samo pojęcie "hostelu" istnieje dlatego że nie ma żadnego systemu jakichś schronisk młodzieżowych a większośi osób nawet się nie śni ze względów finansowych, aby przenocować w hotelu, więc muszą się gnieździć w takim zatłoczonym gównie.

Nie ma się co czepiać osób, które tam pracują. Każdy musi jakoś zarobić na życie. Jeden pracując w banku, drugi dając korepetycje dzieciakom z bogatych domów, inni organizując hostel dla burżujów. Ale też nie ma co robić z tego jakiejś nie-wiadomo-jakiej rewolucyjnej inicjatywy, bo nic szczególnego w niej nie ma.

Inna rzecz, która wyjątkowo nie przypada mi do gustu to wykorzystywanie zarówno przez prywatne biznesy typu Falanster jak i spółdzielnie takie jak Cykloza czy teraz "Emma", tzw. "alternatywnego" wizerunku i wyłudzanie darmowej reklamy na portalach takich jak CIA. Jak ktoś ma biznes to niech płaci w jakimś odpowiednim miejscu za reklamę i tyle. Nie widzę powodu aby faworyzować knajpy prowadzone przez ludzi z "środowiska", względem innych spółdzielni (a spółdzielnie nie są znowu czymś aż tak bardzo rzadkim)- tylko dlatego że organizują jakieś paskudne wegańskie obiadki i puszczają trochę mniej komercyjny film.
Tym bardziej nie ma co promować "alternatywnych" knajp, które jak by nie patrzeć doskonale wpisują się w strategię gentryfikacji. Wiadomo jest że dla japiszonów lepiej aby była "alternatywna" knajpa, która być może kiedyś zostanie opisana w dziale kulturalnym "Gazety Stołecznej" niż jakiś zapaskudzony spożywczak czy, o zgrozo zlitujcie się nad nami- sklep mięsny.

Nie od dzisiaj wiadomo że tworzenie inicjatyw "na obrzeżach" systemu kapitalistyznego nic nie daje i większość takich inicjatyw albo bankrutuje albo zostaje wciągnięta do środka i staje się kolejnym miejscem wyzysku czy wykluczenia np. ze względu na wysokie ceny.
Walkę z kapitalizmem prowadzimy całościowo bo w całości dotyczy on naszego życia.
Zamiast cieszyć się otwarciem nowej knajpy, zadowolony będę wtedy, gdy nie będę słyszeć debilnych argumentów od nazywających samych siebie syndykalistami, że domaganie się 20 zł na godzinę od szefa w miejscu pracy jest czymś obciachowym bo wygląda jak haracz, zadowolony będę kiedy dzieciaki zaczną się buntować przeciwko zadawaniu pracy domowej i ich rodzice będą robić awantury w szkole zamiast wyrzucać kasę na korepetycje i wtedy gdy ludzie będą uciekać bez płacenia z "Emmy" oraz miejsc takich jak Cykloza.

Javier Hernández

środa, 17 listopada 2010

Palikot antyfaszystą roku 2010 czyli omyłkowe głupoty popełniane przy blokowaniu nacjonalistów

Tekst ten zamieściłem na blogu kilka dni temu, ale musiałem zdjąć bo prawdopodobnie z powodu zbyt wielkiej liczby wulgaryzmów nie spodobał się pewnej części publiczności. Zamieszczam go więc teraz ponownie w bardziej przystępnej formie z pewną aktualizacją związaną z dynamicznie rozwijającą się sytuacją związaną z opinią Gazety Wyborczej na nasz temat. 

Tegoroczna blokada faszystów tudzież nacjonalistów, między nami mówiąc prawackich zjebów miała dosyć liczne poparcie. Na tyleż liczne że pojawiły się na niej całkiem niespowdziewane elementy. Niespodziewane do tego stopnia, że w pewnym momencie kiedy padły słuchy że przez stronę kościoła po prawej przechodzą ci z drugiej strony, kolega związany z lokalnym ruchem anarchistycznym zaufał swojemu instynktowi i doświaczeniu w rozpoznawaniu prawackich pysków, który niestety go zawiódł bo zaatakował przez pomyłkę transparent jednego z wielbicieli jednej z najbardziej populistycznych partii w obecnej nowoczesnej Polsce. Po kilku minutach (po tym jak został wywalony za pysk z blokady i wzięty pewnie za jakiegoś agenta KGB) sprawa się wyjaśniła i wszystko zakończyło się na grzecznej wymianie słów z palikotowcami.
Ja natomiast dowiedziałem się niewątpliwie wartościowych wiadomości takich jak bynajmniej że nazizm to skrajnie lewicowa ideologia, faszyzm i nazizm są złe ale nacjonalizm nie (może dlatego że nie jest lewicowy).
Za rok nie wiem co będzie ale co wiem, to wiem że będzie wesoło...
. . .
Minęło kilka dni i jak się okazuje to nie palikotowcy są dziwnym zjawiskiem na blokadzie, ale środowiska wolnościowe, które z faszyzmem zarówno ulicznym jak i zinstytucjonalizowanym walczą praktycznie od początku lat '90. Zresztą ba...co tu dużo mówić- sama blokada w postaci sittingu i puszczaniu antykapitalistycznych piosenek, które swędzą w uszy niektórym osobom o inklinacjach trochę bardziej prawicowych jest już czymś o zgrozo niewyobrażalnym i zbrodniczym.
Chyba dobrze napisałem ostatnie zdanie w oryginalnym tekście...za rok nie wiem co będzie ale co wiem, to wiem że będzie wesoło...

http://gniew-ludu.blogspot.com