sobota, 5 września 2009
Co to jest demonstracja?
Zadając pytanie na temat tego czym jest demonstracja nie zamierzam opisywać jak wyglądają różne zgromadzenie wielu osób o jakiś tam pogądach lecz przede wszystkim opisać p o c o organizuje się wszelkie manifestacje o podtekscie politycznym i socjalnym. Pytanie na pierwszy rzut oka wydaje nam się proste i pierwszą odpowiedzią jaką można usłyszeć od wielu osób kręcących się w pobliżu lub wewnątrz ruchów lewicowych uwzgledniając niestety z bólem także wiele osób uznających siebie samych za anarchistów i anarchistki oraz innych radykalnych lewicowców brzmi: ¨Demonstrację organizujemy po to aby przekonać przechodniów i osoby oglądające komercyjne media do naszych takich czy innych poglądów"
Jest to definicja, która według mojej skromnej osoby jest beznadziejnie niedorzeczna i głupia z kilku powodów takich jak choćby niemożliwość przekonania w ciągu kilku minut podczas których demonstracja idzie przez ulicę (znając polskie warunki w stylu piknikowego wypadu z psem na spacer do parku razem ze znajomymi) osób które prawdopodobnie po raz trzeci w swoim nudnym życiu spotkały się z czym bardziej radykalnym, interesującym i podniecającycym niż napierdalanka między NSDAPiSem i NSDAPO na falach telewizji albo sex afery u Leppera, gębą Kurskiego, Komorowskiego, Tuska, Dorna, Rydzyka, Jankowskiego, Kurwina, Tymińskiego, Kwacha, Millera etc. Osoba która na co dzień żyje w rzeczywistości tworzonej przez serwisy informacyjne TVN, Polsatu i TVP nie będzie w stanie zrozumieć dlaczego ci ludzie do kurwy nędzy protestują skoro wiadomo, że w Polsce mamy wspaniałą jakość życia, nie ma wyzysku w pracy, dzieci głodujących, wspaniały system szkolnictwa i opieki zdrowotnej etc. Oczywiście na szczęście jest mnóstwo osób, które nie ogląda TV, nie głosują, mają w dupie boga i religię oraz które mniej więcej ogarniają albo mają pewne wątpliwości związane z tym czy kapitalizm jest najlepszym system produkcji i redystrybucji dóbr pod słońcem. Tyle że tutaj mamy kolejny problem związany z ukierunkowaniem propagandy i organizacją demonstracji, ktore zazwyczaj przebiegają przez centrum i często nie wiadomo dla kogo są skierowane...dla urzędników...dla burżujów, którzy mieszkają w centrach miast albo w przyległych ministerialnych i dyplomatycznych dzielnicach, przez które często przechodzą pochody? Czy może powinny być organizowane w biedniejszych dzielnicach peryferyjnych, gdzie mieszka proletariat? Naprzykład jak idę na wiec lokatorski pod ratuszem nigdy nie wiem do kogo jest on skierowany. Z jednej strony mamy kilkumetrowe ściany i mury Ratusza za którymi głeboko w jaskini siedzi znana warszawiakom osobistość polityki "Hanka Idiotka", którą HGW czy jest, czy naprzykład nie wyjechała sobie na wakacje. Z drugiej strony przechodzi cała kupa osób, ktore wracają do domu z pracy w godzinach szczytu i koncentrują się przy stacji metra przy Placu Bankowym. Zamiast właśnie przy nich organizować radykalną pikietę i rozdawać im niepoprawne politycznie ulotki, stoimy jak barany przy Ratuszu i tylko co niektóry przechodzień z tamtej strony spogląda na nas przez zadymioną hałaśliwą ulicę jak bojownik ruchu oporu z Afganistanu na pustyni wyszukującego jakiegoś Polskiego patrolu, który można by było rozpierdolić w powietrze.
Wracając do tematu: wciąż nie jest jasno ustalone dla kogo konkretnie i w jakim celu ma być demonstracja. Jeżeli zanalizujemy sobie kwestię, możemy stwierdzić że wystąpienia publiczne mogą odbywać się w dwóch celach: pierwszy to informacja osób, z którymi łączy nas interes klasowy, to jest robotników stref przemysłowych i jednocześnie mieszkańców biednych dzielnic czy blokowisk jak Ursynów, Chrzanów, Tarchomin, Bródno, Grochów, Gocław, etc albo zubożonych dzielnic kamienicowych takich jak Praga, Ochota albo Wola a nie klasę średnią i burżuazję mieszkającą w Śródmieściu, Żoliborzu na Mokotowie, Powiślu itd. Organizując demonstracje przed urzędami i organizując przemarsze przez burżuazyjne dzielnice, nasz przekaz powinien być jasny- "Jesteśmy ostro wkurwieni i jak nie spełnicie naszych rządań słono za to zapłacicie" Jest to drugi cel polegalący na zastraszeniu klas wyższych i przypomnieniu im że jak za bardzo będą naciągać pałę, to może się to dla nich źle skończyć. Tymczasem niektóre osoby odrazu krzywią się jak jakaś frakcja demonstracji zaczyna wykrzykiwać tzw. "wulgarne" i agresywne hasła, gdyż według nich może to "zrazić przechodniów do naszych poglądów". Jakich kurwa przechodniów?-pytam ja. Klientów butików i luksusowych pasaży?
Oczywiście jest jeszcze trzeci sposób akcji jak ktoś ma bujną wyobraźnię, jest twardzielką i/lub twardzielem oraz lubi wywoływać skandale zawsze może zorganizować jakąś super bezczelną, chamską, nieprzyzwoitą, prowokacyjną akcję, nieważne w jakiej dzielnicy, naprzykład rozebrać się do naga i z dyndającymi klejnotami przebiec prez Marszałkowską w ramach powiedzmy protestu przeciwko podniesieniu kosztów żywności albo obrzucić Papa-Mobile gównem przy śpiewie psalmów. Wtedy niemożliwe jest nie-zwrócenie na tą akcję uwagi, więc ma ona niewątpliwie charakter zarówno informacyjny jak i wyraźnie przekazuje celom akcji co o nich sądzimy. No i na dodatek daje nam nieopisane przeżycia i satysfakcję.
Osoby mieszkające w zubożałych dzielnicach dużo lepiej identyfikują się z linczowanym przez komercyjne media górnikiem niż z jakimś zaćpanym typkiem, ktoremu język się kręci, z dziwną fryzurą i, ktoremu TVN i wybiórcza udzielają wywiadu o motywach protestu przeciwko wizycie jakiegoś tam dygnitarza. Nie zamierzam krytykować tutaj jaką kto ma fryzurę ani co kto bierze, bo to mnie nie obchodzi, w każdym razie nie ma co się przejmować za bardzo PR'em jaki robią nam media, bo i tak coraz większa część osób ma je głęboko w dupie.albo ogląda je z przymróżeniem oka. Pan Staś- Niee no kurrrrwa!!! Ja pierdoolę....pfeee...aaale kłamią, Ejj!- Renataaa...Słyszałaś co tu pierdolą na temat prywatyzacji Stoczni? Pani Renia-Kuuuurwa...pierrrdolone złodzieje!. (typowa rozmowa za ścianą w bloku od godź. 19:30 do 20:00). Organizując demonstracje nie bójmy się wyrażać w pełni naszych poglądów i nazywać rzeczy po imieniu (kapitalizm to gówno), bo za każdym razem kiedy próbujemy "pokojowo przekonywać rządzących" do takich a nie innych działań, tak naprawdę jedynie co osiągamy to coraz większe osłabienie, poddanie się bez żadnej duskusji absurdalnym prawom ustanawianym przez państwo (obowiązek zgłoszenia zgromadzenia publicznego), zamiast łamać prawo i swobodnie wyrażać nasze poglądy. Im bardziej legalnie działamy tym bardziej przypominamy socjaldemokratów ślepo wierzących, że da się poprawić ten świat wysyłając petycje* i przykuwając się do drzew.
Tak naprawdę najważniejszym sposobem działań anarchistow powiny być akcje bezpośrednie, ale na warunkach które obecnie mamy w Polsce, omawianie ich bardziej przypominałoby fantazje erotyczne po kilku LSD niż poważną dyskusję. Mam nadzieję że tekst posłuży się niektorym osobom do zrewidowania swoich poglądów na temat organizacji kolejnych nudnych demonstracji.
Javi
*Jeżeli chodzi o petycje, które podpisywane przez kilkaset tysięcy osób to rzeczywiście mogą one działać jak naprzykład petycja Greenpeacu do Nixona przeciwko testom jądrowym na Pacyfiku, która zadziałała...ale trzeba wziąść pod uwagę że główną obawą rządzących nie jest tu nawet utrata wyborców (spora część podpisujących było kanadyjczykami), lecz przeniesienie protestu z papieru na ulice oraz potencjalne zagrożenie ze strony grup stosujących akcje bezpośrednie przeciwko obiektom wojskowym i koncernom współpracującym z wojskiem i zagrożenie ze strony grup terrorystycznch, które mogłyby się wytworzyć analogicznych do RAF'u i Czerwonych Brygad, które mogłyby skończyć z życiem ukochanego prezydenta albo szefów niektórych koncernów. Jeżeli petycję podpisuje 300.000 osób to o pierwsze sygnał że niezadowolonych jest jeszcze więcej (przyjmijmy że 400.000), wśród tych 400.000 znajdzie się spokojnie 10.000 osób zdolnych wszczynać gwałtowne zamieszki, 500 osób zrzeszonych w grupach stosujących różne akcje bezpośrednie przeciwko koncernom i wojsku i być może 50 osób powiązanych z organizacjami terrorystycznymi gotowymi załatwić kilku upierdliwych CEO'sów, prokuratorów i doradców (a może nawet samego prezydenta).
Jest to definicja, która według mojej skromnej osoby jest beznadziejnie niedorzeczna i głupia z kilku powodów takich jak choćby niemożliwość przekonania w ciągu kilku minut podczas których demonstracja idzie przez ulicę (znając polskie warunki w stylu piknikowego wypadu z psem na spacer do parku razem ze znajomymi) osób które prawdopodobnie po raz trzeci w swoim nudnym życiu spotkały się z czym bardziej radykalnym, interesującym i podniecającycym niż napierdalanka między NSDAPiSem i NSDAPO na falach telewizji albo sex afery u Leppera, gębą Kurskiego, Komorowskiego, Tuska, Dorna, Rydzyka, Jankowskiego, Kurwina, Tymińskiego, Kwacha, Millera etc. Osoba która na co dzień żyje w rzeczywistości tworzonej przez serwisy informacyjne TVN, Polsatu i TVP nie będzie w stanie zrozumieć dlaczego ci ludzie do kurwy nędzy protestują skoro wiadomo, że w Polsce mamy wspaniałą jakość życia, nie ma wyzysku w pracy, dzieci głodujących, wspaniały system szkolnictwa i opieki zdrowotnej etc. Oczywiście na szczęście jest mnóstwo osób, które nie ogląda TV, nie głosują, mają w dupie boga i religię oraz które mniej więcej ogarniają albo mają pewne wątpliwości związane z tym czy kapitalizm jest najlepszym system produkcji i redystrybucji dóbr pod słońcem. Tyle że tutaj mamy kolejny problem związany z ukierunkowaniem propagandy i organizacją demonstracji, ktore zazwyczaj przebiegają przez centrum i często nie wiadomo dla kogo są skierowane...dla urzędników...dla burżujów, którzy mieszkają w centrach miast albo w przyległych ministerialnych i dyplomatycznych dzielnicach, przez które często przechodzą pochody? Czy może powinny być organizowane w biedniejszych dzielnicach peryferyjnych, gdzie mieszka proletariat? Naprzykład jak idę na wiec lokatorski pod ratuszem nigdy nie wiem do kogo jest on skierowany. Z jednej strony mamy kilkumetrowe ściany i mury Ratusza za którymi głeboko w jaskini siedzi znana warszawiakom osobistość polityki "Hanka Idiotka", którą HGW czy jest, czy naprzykład nie wyjechała sobie na wakacje. Z drugiej strony przechodzi cała kupa osób, ktore wracają do domu z pracy w godzinach szczytu i koncentrują się przy stacji metra przy Placu Bankowym. Zamiast właśnie przy nich organizować radykalną pikietę i rozdawać im niepoprawne politycznie ulotki, stoimy jak barany przy Ratuszu i tylko co niektóry przechodzień z tamtej strony spogląda na nas przez zadymioną hałaśliwą ulicę jak bojownik ruchu oporu z Afganistanu na pustyni wyszukującego jakiegoś Polskiego patrolu, który można by było rozpierdolić w powietrze.
Wracając do tematu: wciąż nie jest jasno ustalone dla kogo konkretnie i w jakim celu ma być demonstracja. Jeżeli zanalizujemy sobie kwestię, możemy stwierdzić że wystąpienia publiczne mogą odbywać się w dwóch celach: pierwszy to informacja osób, z którymi łączy nas interes klasowy, to jest robotników stref przemysłowych i jednocześnie mieszkańców biednych dzielnic czy blokowisk jak Ursynów, Chrzanów, Tarchomin, Bródno, Grochów, Gocław, etc albo zubożonych dzielnic kamienicowych takich jak Praga, Ochota albo Wola a nie klasę średnią i burżuazję mieszkającą w Śródmieściu, Żoliborzu na Mokotowie, Powiślu itd. Organizując demonstracje przed urzędami i organizując przemarsze przez burżuazyjne dzielnice, nasz przekaz powinien być jasny- "Jesteśmy ostro wkurwieni i jak nie spełnicie naszych rządań słono za to zapłacicie" Jest to drugi cel polegalący na zastraszeniu klas wyższych i przypomnieniu im że jak za bardzo będą naciągać pałę, to może się to dla nich źle skończyć. Tymczasem niektóre osoby odrazu krzywią się jak jakaś frakcja demonstracji zaczyna wykrzykiwać tzw. "wulgarne" i agresywne hasła, gdyż według nich może to "zrazić przechodniów do naszych poglądów". Jakich kurwa przechodniów?-pytam ja. Klientów butików i luksusowych pasaży?
Oczywiście jest jeszcze trzeci sposób akcji jak ktoś ma bujną wyobraźnię, jest twardzielką i/lub twardzielem oraz lubi wywoływać skandale zawsze może zorganizować jakąś super bezczelną, chamską, nieprzyzwoitą, prowokacyjną akcję, nieważne w jakiej dzielnicy, naprzykład rozebrać się do naga i z dyndającymi klejnotami przebiec prez Marszałkowską w ramach powiedzmy protestu przeciwko podniesieniu kosztów żywności albo obrzucić Papa-Mobile gównem przy śpiewie psalmów. Wtedy niemożliwe jest nie-zwrócenie na tą akcję uwagi, więc ma ona niewątpliwie charakter zarówno informacyjny jak i wyraźnie przekazuje celom akcji co o nich sądzimy. No i na dodatek daje nam nieopisane przeżycia i satysfakcję.
Osoby mieszkające w zubożałych dzielnicach dużo lepiej identyfikują się z linczowanym przez komercyjne media górnikiem niż z jakimś zaćpanym typkiem, ktoremu język się kręci, z dziwną fryzurą i, ktoremu TVN i wybiórcza udzielają wywiadu o motywach protestu przeciwko wizycie jakiegoś tam dygnitarza. Nie zamierzam krytykować tutaj jaką kto ma fryzurę ani co kto bierze, bo to mnie nie obchodzi, w każdym razie nie ma co się przejmować za bardzo PR'em jaki robią nam media, bo i tak coraz większa część osób ma je głęboko w dupie.albo ogląda je z przymróżeniem oka. Pan Staś- Niee no kurrrrwa!!! Ja pierdoolę....pfeee...aaale kłamią, Ejj!- Renataaa...Słyszałaś co tu pierdolą na temat prywatyzacji Stoczni? Pani Renia-Kuuuurwa...pierrrdolone złodzieje!. (typowa rozmowa za ścianą w bloku od godź. 19:30 do 20:00). Organizując demonstracje nie bójmy się wyrażać w pełni naszych poglądów i nazywać rzeczy po imieniu (kapitalizm to gówno), bo za każdym razem kiedy próbujemy "pokojowo przekonywać rządzących" do takich a nie innych działań, tak naprawdę jedynie co osiągamy to coraz większe osłabienie, poddanie się bez żadnej duskusji absurdalnym prawom ustanawianym przez państwo (obowiązek zgłoszenia zgromadzenia publicznego), zamiast łamać prawo i swobodnie wyrażać nasze poglądy. Im bardziej legalnie działamy tym bardziej przypominamy socjaldemokratów ślepo wierzących, że da się poprawić ten świat wysyłając petycje* i przykuwając się do drzew.
Tak naprawdę najważniejszym sposobem działań anarchistow powiny być akcje bezpośrednie, ale na warunkach które obecnie mamy w Polsce, omawianie ich bardziej przypominałoby fantazje erotyczne po kilku LSD niż poważną dyskusję. Mam nadzieję że tekst posłuży się niektorym osobom do zrewidowania swoich poglądów na temat organizacji kolejnych nudnych demonstracji.
Javi
*Jeżeli chodzi o petycje, które podpisywane przez kilkaset tysięcy osób to rzeczywiście mogą one działać jak naprzykład petycja Greenpeacu do Nixona przeciwko testom jądrowym na Pacyfiku, która zadziałała...ale trzeba wziąść pod uwagę że główną obawą rządzących nie jest tu nawet utrata wyborców (spora część podpisujących było kanadyjczykami), lecz przeniesienie protestu z papieru na ulice oraz potencjalne zagrożenie ze strony grup stosujących akcje bezpośrednie przeciwko obiektom wojskowym i koncernom współpracującym z wojskiem i zagrożenie ze strony grup terrorystycznch, które mogłyby się wytworzyć analogicznych do RAF'u i Czerwonych Brygad, które mogłyby skończyć z życiem ukochanego prezydenta albo szefów niektórych koncernów. Jeżeli petycję podpisuje 300.000 osób to o pierwsze sygnał że niezadowolonych jest jeszcze więcej (przyjmijmy że 400.000), wśród tych 400.000 znajdzie się spokojnie 10.000 osób zdolnych wszczynać gwałtowne zamieszki, 500 osób zrzeszonych w grupach stosujących różne akcje bezpośrednie przeciwko koncernom i wojsku i być może 50 osób powiązanych z organizacjami terrorystycznymi gotowymi załatwić kilku upierdliwych CEO'sów, prokuratorów i doradców (a może nawet samego prezydenta).
Subskrybuj:
Posty (Atom)